Umiłowanie brzydoty - recenzja Batman: Rok setny


Mroczny Rycerz miał już wiele wcieleń. Wyobraźnia autorów komiksowych doprowadziła go nawet do czasów prehistorycznych. Nic dziwnego - Batman to świetna postać do przeprowadzania na niej eksperymentów. Tym razem obrońca Gotham znalazł się w futurystycznej wizji świata.
      Batman: Rok setny, to zbiór opowieści, napisanych i zilustrowanych przez Paula Pope. Autor wysłał Mrocznego Rycerza do całkiem innego Gotham, niż zwykliśmy widzieć na kartach komiksowych. To miasto jest obrazem, niezbyt zadowalającej, futurystycznej wizji świata. Mamy rok 2039 i tak, technologia pięknie się rozwinęła, ale ,razem z nią, światem zawładnął autorytaryzm. W tym komiksie prawie wszystko, co kojarzy nam się z Batmanem, zostało wywrócone do góry nogami. 
      Pierwszą scena przedstawia ucieczkę bohatera przed stadem psów. Nie jest to piękny widok - nie za sprawą ran, jakich doznał Batman, ale za sprawą rysunków. Chociaż zwykle o warstwie graficznej wspominam na końcu każdej recenzji, to w tym przypadku nie sposób zostawić tego elementu na później. Pope ma specyficzny styl rysowania i przyznam, że przy pierwszym zetknięciu trochę mnie to odrzuciło. Lubię klasyczną kreskę, realizm w wyglądzie ludzi, łagodne kolory. Tutaj otrzymałam zupełnie co innego. Rok setny to komiks mroczny, nie tylko pod względem fabularnym, ale - przede wszystkim - w warstwie graficznej. 
      Najciekawsze jednak jest to, jak autor przedstawił Batmana. Bohater nie jest nieskazitelny, nie jest wspaniały, nie walczy jakby, brał jakieś polepszacze. Mroczny Rycerz z roku 2039 cierpi, pod wpływem ran, męczy się, nieustannie stęka i wzdycha. Jest tutaj obrany ze wszelkich superbohaterskich cech. To zwykły człowiek, który po prostu jest sprytny i wyszkolony do walki. Przedstawienie go w ten sposób pozwoliło autorowi na to, żeby zacząć operować inną cechą Batmana, której od jakiegoś czasu brakowało mi w komiksach z tym bohaterem. Pope stworzył postać, której przeciwnicy bohatera się boją - i mają powód. Batman tutaj przedstawiony jest, po prostu, brzydki. Ma spęczniałe usta, wykrzywioną twarz - wygląda jak starzec wciśnięty do ciała młodszego człowieka, z tym wyjątkiem, że podczas łączenia coś poszło nie tak i dostaliśmy taką hybrydę. Na początku myślałam, że to Bruce Wayne, przemieniony w wampira i właśnie dlatego dożył w takiej formie do tego roku. Moje wrażenie pogłębiał jedyny kadr, jaki znałam przed przeczytaniem tego komiksu, czyli Batman z wystającymi, ostrymi zębiskami. Niestety, uzębienie okazało się być sztuczną szczęką.


Batman nie może pokazać, że jest tylko człowiekiem,
więc upodabnia się do potwora, aby zyskać przewagę nad swoimi przeciwnikami

      No właśnie, kim jest Batman z Roku setnego? To pytanie towarzyszy czytelnikowi przez cały czas śledzenia komiksowych wydarzeń. Robin nie jest żadnym ze znanych nam towarzyszy superbohatera, kompanami Batmana okazują się być pani koroner oraz jej córka, a Jim Gordon, który wygląda jak Gordon w każdym innym komiksie z Nietoperzem, okazuje się być wnukiem komisarza, którego znamy. To, kim jest człowiek w przebraniu, zastanawia nie tylko czytelników, ale i agentów federalnych, którzy w komiksie próbują dorwać protagonistę. Dla nich Batman jest tylko miejską legendą, kimś, kto kiedyś podobno grasował w Gotham, ale już dawno nie żyje. Bo przecież nie może żyć aż sto lat, prawda?
      Cóż, i tak, i nie. Może będzie to dla niektórych zawodem, ale to, kto kryje się pod maską, nie ma w tym komiksie najmniejszego znaczenia. Paul Pope nie napisał opowieści o Brucie Waynie, napisał ją o Batmanie, jako symbolu. Właśnie dlatego bohater nie ma żadnej historii, jest tajemnicą, skrzętnie skrywaną w starych zapiskach Jima Gordona i prawie ani razu nie pada jego imię i nazwisko. Brucem nazywa go tylko ówczesny komisarz Gordon, który jednak nie trudzi się, aby wyjaśnić nam jak to możliwe, że Wayne mógł przeżyć aż tyle lat i nie zestarzeć się ani trochę. Dzieje się tak, ponieważ tożsamość bohatera jest sprawą drugorzędną. Póki legenda Batmana istnieje, nie jest ważne kto nosi kostium. Istotne jest to, że mieszkańcu Gotham mają obrońcę. Istotna jest cała otoczka Batmana, w postaci kompana, którego zwie Robinem, wiernych doradców, którzy szepczą mu do ucha, kostiumu nietoperza, zmyślnych gadżetów oraz strachu, jaki wywołuje w swoich przeciwnikach.


Rok setny, to jedna wielka zagadka, na którą nie dostajemy odpowiedzi - bo nie musimy

      Rok setny daje nam więcej pytań i niż odpowiedzi. Przez cały komiks mamy do czynienia z coraz to nowymi tajemnicami. Niekiedy autor pozwala nam coś odkryć, jak na przykład to, że Gordon, którego widzimy, nie jest Gordonem z pozostałych komiksów, ale w większości bazuje na wielkiej niewiadomej. To właśnie najbardziej przyciąga do tego komiksu. Przeczytałam go z zapartym tchem, stosunkowo szybko, jak na mój zwykły czas czytania. Miałam nadzieję, że pod koniec dowiem się wszystkiego, a nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Nie czuję jednak zawodu po tej lekturze, czuję raczej rozbawienie na myśl, że dałam się wkopać w to odkrywanie tożsamości Batmana, a dostałam tylko prztyczek w nos.
      Jeśli również lubicie odkrywanie tajemnic, to ten komiks jest zdecydowanie dla Was. Przygotujcie się jednak na to, że dostaniecie inną wizję Batmana niż ta, do jakiej zostaliście przyzwyczajeni. Mi jednak to nie przeszkadzało.
      A może już czytaliście ten komiks? Opiszcie w komentarzach swoje wrażenia!

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.