Animacje DC: Superman: Doomsday | Na dwa głosy


Powracamy do Metropolis i oceniamy kolejną animację o przygodach bohaterów DC Comics. Tym razem Superman musi zmierzyć się z Doomsdayem. Czy na pewno to jego główny przeciwnik?
      Superman: Doomsday bezpośrednio nawiązuje do jednego z najpopularniejszych komiksów o Ostatnim Synu Kryptona: Śmierć Supermana. Film powstał w 2007 roku i był pierwszym z animacji z Uniwersum DC, który powstał pod skrzydłami Warner Bros.

To, że Superman: Doomsday jest filmem innym, niż animacje, które do tej pory ocenialiśmy, widać już od początku. Chociaż styl graficzny czerpie od poprzedników (dostrzec można nawet nawiązania do serii z Supermanem, autorstwa Dave'a Fleischera, które występują w scenach dziejących się w Fortecy Samotności), to widać, że wykorzystano całkiem nowy sposób animacji. Dzięki temu dostaliśmy płynną i kolorową animację, z świetnie oddanym ruchem oraz ze znakomitą pracą kamery - widać to przede wszystkim w scenach walk.



I naprawdę tutaj czuć dramatyzm sytuacji. Doomsday jest bardzo brutalny, a Kal-el w podobnym stopniu zdesperowany, by bronić Metropolis za wszelką cenę. Animacja jest płynna i nie czuć by brakowało bardzo dużo klatek; Superman/Doomsday bardzo przypomina film kinowy.

Ciekawa jest również historia. Chociaż nawiązuje do popularnego komiksu Śmierć Supermana, to znacznie wykracza poza fabułę w nim zawartą. Wykorzystano tylko jednego "fałszywego" Supermana, który jest połączeniem wszystkich tych, którzy pojawili się po śmierci Clarka Kenta. Dzięki temu uniknięto niepotrzebnego rozciągnięcia akcji, a skupiono się na jednym przeciwniku. Bo, warto to zaznaczyć, tak naprawdę głównym antagonistą w tym filmie jest właśnie ów fałszywy Superman.

Trzeba też dodać, że animacja nawiązuje nie tylko do Śmierci Supermana, ale też do Powrotu Supermana. Uśmiechnąłem się pod nosem gdy pojawił się Kal-el w czarnym stroju z długimi włosami. Poza tymi wszystkimi cechami, film jest odwzorowaniem komiksu, bez zachowania wszystkich szczegółów, ale jednak.

Na pewno nie jest to też animacja dla dzieci. Film jest dosyć brutalny. Aż do teraz mam ciarki, kiedy przypomnę sobie moment, w którym Superman wyciąga sobie z mózgu kawałek Kryptonitu!



W porównaniu do poprzedników, bohaterowie nie udają ,że są w bajce dla dzieci; potrafią wymieniać się obelżywymi słowami. Niestety, muzyka to wariacja jednego podniosłego motywu. 

Przyznam, że w ogóle nie potrafię sobie przypomnieć tego motywu muzycznego. Był niepotrzebnym tłem. Bardziej skupiałam się na akcji i relacjach między bohaterami. Jeśli już o tym mowa, to związek Lois i Supermana był bardzo dziwny. Widać było, że Lois - chociaż poznała nawet Fortecę Samotności - nie miała pojęcia, że Clark Kent i jej kochanek to jedna i ta sama osoba. Podobało mi się jednak jaka zaradna i bezwzględna była dziennikarka w tej animacji - szczególnie w kontaktach z Luthorem.

Ten motyw z Lois był tak ortodoksyjny jak się tylko dało. Akcja niespecjalnie się dłuży, oglądało się raczej przyjemnie. Jedyne, co nam pozostało to obejrzeć kolejne filmy. Bo ich poziom zdecydowanie wzrasta i już coraz rzadziej musimy zmuszać się do oglądania.

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.