Co ma piernik do smoka? - relacja z Coperniconu 2017


Pierwszy raz braliśmy udział w Coperniconie i jesteśmy pewni, że tam wrócimy.
      Nasze drogi jeszcze nigdy nie spotkały się ze ścieżkami, prowadzącymi na Festiwal Fantastyki Copernicon, który co roku odbywa się w Toruniu. Jednak tym razem postanowiliśmy nie dość, że wybrać się na trzydniową wyprawę na ów konwent, to jeszcze zgłosić prelekcje. I tak, w formularz wpisaliśmy tematy, dumnie brzmiące: Wojna rysowana - o reportażu wojennym w komiksie oraz Dlaczego oglądamy głupie programy telewizyjne?. Tak się szczęśliwie złożyło, że przyjęto obie nasze prelekcje, więc czym prędzej spakowaliśmy plecaki, zabraliśmy w kieszeń Pana Szczura i pojechaliśmy do Torunia. Towarzyszyło nam kilkoro znajomych, w tym - znana już tutaj - Zuza z bloga Totalnie Kulturalnie.


Prawdziwy geek nawet w podróży na konwent zapoznaje się z dziełami popkultury - Pan Szczur także!

      Dotarliśmy w piątek, tuż przed godziną 21. Prawie z wybiciem tej godziny podeszliśmy do punktu akredytacji. Piotrek trochę obawiał się kolejkowego szaleństwa, ale organizatorzy Coperniconu już na wejściu miło nas zaskoczyli: w mgnieniu oka nieśliśmy już reklamówki z programem, informatorem oraz identyfikatorami. Warto zaznaczyć, że materiały informacyjne Coperniconu są wykonane naprawdę ładnie i porządnie. Chociaż wcześniej mieliśmy lekkie problemy z przejrzeniem całego programu, dostępnego na stronie internetowej konwentu, to dzięki (dosyć pokaźnej) książeczce ze spisem wszystkich prelekcji mogliśmy zagłębić się w ogrom atrakcji, które przewidziano dla nas na weekend. Na uznanie zasługuje również informator: zawarte w nim mapy i plany budynków były przejrzyste i nie mieliśmy problemu ze znalezieniem sal, w których odbywały się, interesujące nas, prelekcje.

   
      Przyznamy się bez bicia: przed przyjazdem obawialiśmy się, że uczestniczenie w wystąpieniach będzie uciążliwe. Copernicon odbywał się w kilku budynkach, a według Map Google pomiędzy najdalej od siebie oddalonymi był ponad kilometr drogi. Tak się złożyło, że również między miejscem naszego noclegu a miejscem, w którym miały odbyć się nasze prelekcje, był właśnie ten nieszczęsny kilometr. W normalnych warunkach nie miałoby to dla nas znaczenia, ale w naszych głowach już pojawiały się wizje, w których musimy wybiegać z jednej prelekcji, aby spoceni wbiec na drugą.


Uśmiechnięci - udajemy, że nie mamy tremy przed prelekcjami

      Pewnie już się domyślacie, że nasz wyimaginowany problem pozostał tylko w naszych umysłach. Wbrew pozorom, budynki konwentowe nie były aż tak daleko. Nawet dojście na Wydział Matematyczno-Fizyczny nie stanowiło dla nas problemu. Program został ułożony w ten sposób, że po każdej prelekcji spokojnie można było przejść do innego budynku na następną - tym bardziej, jeśli spojrzało się wcześniej na mapkę konwentową (albo podążało za wielobarwnym tłumem uczestników).
      A było na co uczęszczać! Copernicon to ogrom prelekcji, z każdego medium i na wiele - czasem nawet niszowych - tematów. Dla takich zapaleńców, jak my, był to istny raj. Dowiedzieliśmy się czegoś o Japonii i Korei, poszliśmy na prelekcje o mangach i anime, dyskutowaliśmy o Neilu Gaimanie, poszliśmy w stronę queerowych tematów i wiele, wiele więcej! Niestety, część wystąpień była odwołana. Nie możemy jednak uznać tego za jakąś straszną plamę na honorze organizatorów (ani w ogóle, jakąkolwiek plamę), ponieważ ci zadbali o to, aby każdy otrzymał dodatek do programu - karteczkę, informującą o odwołanych oraz zastępczych prelekcjach. Poza tym, wszelkie informacje na bieżąco ukazywały się na fan page'u Coperniconu. Warto wspomnieć (szczególnie dla tych, którzy nie brali udziału w tworzeniu programu), że opiekunowie działów, w których mieliśmy swoje prelekcje kilka razy, od momentu zgłoszenia tematów, kontaktowali się z nami, w celu potwierdzenia naszej obecności i po prostu ze zwyczajnym pytaniem: czy pasuje nam wybrana godzina? Także na godzinę przed wystąpieniami zadzwoniono do nas, aby ostatecznie potwierdzić naszą obecność. 

   
      Kiedy trema, związana z głoszeniem prelekcji, dostatecznie z nas zeszła, udaliśmy się całą paczką do sali gier. Chociaż na Coperniconie było wielu uczestników, a pomieszczenie z grami zwykle było pełne, nie sprawiło nam trudności znalezienie miejsca. Nie mieliśmy problemu także ze znalezieniem odpowiedniej planszówki.
     Po zażartej walce o punkty, w brzuszkach zaczęło nam trochę burczeć, a Karolina wołała o kawę, więc udaliśmy się do baru, znajdującego się w piwnicy budynku. Od tej pory siedzieliśmy tam nie raz i nie dwa. Kawa była przepyszna, jedzenie sycące i w przystępnych cenach, a pani nas obsługująca okazała się być zabawną i miłą rozmówczynią - naprawdę, chociażby dla niej wrócilibyśmy do Torunia.


Pan Szczur poznał nową przyjaciółkę, zaprosił ją na kawę i ukradł nasze identyfikatory

      Pieniądze wydaliśmy nie tylko na zaspokojenie głodu, ale także na dobra materialne dostępne na Targach Fantastyki. Namiot, który z zewnątrz wyglądał jak rynek z używanymi ubraniami, w środku mieścił stoiska z rzeczami, od których oczy nam się zaświeciły. Po przejściu wszystkiego pięć razy (i kupowaniu czegoś przy każdym okrążeniu), wyszliśmy z rękoma pełnymi dobroci, a z portfelami jakoś dziwnie lżejszymi. Szkoda nam jedynie, że tak mało było stoisk z komiksami - ale może to i dobrze, bo przynajmniej zaoszczędziliśmy.


Bardzo robocze zdjęcie naszych zakupów - robione nocą, w pokoju hostelowym,
co by pochwalić się rodzinom, że nas stać

     Zaraz po wyjściu z targu, naszym oczom ukazało się wejście na wystawę Star Wars. Oczywiście, pomknęliśmy czym prędzej, a nasze oczy świeciły się jeszcze bardziej, niż podczas zakupów, kiedy oglądaliśmy zbiory wystawowe. Może i nie była to część Coperniconu, ale zdecydowanie był to element naszej wycieczki do Torunia, śladami geekowskich pasji.


Znajdź trzy różnice

     Jesteśmy pewni, że nie był to ostatni raz, kiedy zawitaliśmy na tym konwencie. Atmosfera była wspaniała, prelekcje naprawdę ciekawe i - przede wszystkim - różnorodne, organizacja była wręcz znakomita. Naprawdę, chociażbyśmy chcieli, to nie mamy do czego się przyczepić. Ale nie chcemy! Jedyne, na co mamy ochotę, to powrót na Copernicon. Do następnego roku!

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.