Zaciekawiony, nie zmieszany - recenzja James Bond: Warg


James Bond: Warg to intensywny komiks, który zapewnia nam nie tyle długą, co intensywną przygodę z agentem 007.

      Długo zbierałem się do przeczytania tego komiksu. Nie ukrywam, że filmy z Bondem mniej lub bardziej świadomie unikałem, pomijając Skyfall, na którym byłem w kinie i nie byłem jakoś szczególnie zachwycony. Ot, typowy bohater, któremu większość (jeżeli nie wszystko) się udaje i który ma jakąś tam charyzmę. 
       Całość zaczyna się od ukazania uciekającego przed nieznanym zagrożeniem, równie nieznanego nam osobnika. Jak dowiadujemy się, to nikt inny, jak James Bond, sam wyruszył na vendette do Helsinek za mordercą jego przyjaciela, agenta 008. Po powrocie do kwatery głównej MI6, nasz protagonista zostaje wyznaczony do przejęcia jednego z niedokończonych zadań zmarłego Agenta Jej Królewskiej Mości. Sprawa dotyczy drobnego handlarza narkotykami, który obraca towarem, którego skład budzi spory niepokój, więc władze chciałyby go trochę zniechęcić do dalszej działalności w Wielkiej Brytanii. Nasz agent, kierując się tropem uzyskanym od CIA, wyrusza do Berlina, gdzie sprawy niemal od razu zaczynają się gmatwać. Na początku podróży, musi zdać swój pistolet do czasu przybycia do Niemiec, ze względu na zmiany w prawie o noszeniu broni. Odebrany z lotniska przez tajemniczą agentkę, która, bardzo niespodziewanie, agentką nie jest, cudem przeżywa pierwszy (z jeszcze wielu w tym komiksie) zamach na swoje życie.
    Dalsza akcja nie zwalnia ani na moment. Bardzo szybko przeskakujemy z lokacji na lokację, rekonesans w jeden moment zamienia się w walkę z wieloma przeciwnikami, w której nasz agent w zmyślny sposób używa swojego otoczenia do pozbywania się ludzi stojących mu na drodze. W kilku miejscach da się wyraźnie odczuć, że ta sprawa staje się dla Bonda coraz bardziej osobista, np. w momencie, w którym nasz protagonista dobija śmiertelnie rannego przeciwnika. Jak na agenta przystało, walczy ostro, nie omieszka też torturować swoich przeciwników w celu wyłudzenia informacji. Jak na bondowego laika, mogę stwierdzić, że jest tu całkiem sporo mrugnięć okiem w kierunku starych fanów. Bardzo podobały mi się żarty z protagonisty, jego metod działania (,,jesteśmy zszokowani, i zaskoczeni 00''), rozmiaru ulubionego pistoleciku, czy stanie higieny osobistej po wykonaniu akcji.


    Znacznie bardziej niż Bond, spodobały mi się postacie drugoplanowe. Dobrze napisane wymiany zdań między niepokornym, ale diabelnie skutecznym agentem MI6 a Q, M, lub Moneypenny dodają duszy tym drugim. Czekałem na ich wystąpienie z utęsknieniem, bo prawie zawsze mnie czymś zaskakiwali, w przeciwieństwie do naszego głównego bohatera, który jest po prostu sobą. Aroganckim agentem, któremu prędzej czy później wszystko wychodzi.
    Czytając Bonda, wiem że duży realizm mogę schować do kieszeni. Tutaj komiks nie dał mi tego za mocno po sobie odczuć. W tej publikacji wiele kadrów - stron nawet - poświęcone jest temu, aby w jak najbardziej filmowym stylu przedstawić intensywne walki, pościgi, ucieczki. Grafika w czasie różnych ucieczek i walk jest mniej szczegółowa, natomiast w momentach rekonesansu, lub zadumy obiekty umieszczone w kadrze rysowane są z dużą pieczołowitością. Ciekawy był również pomysł zbliżeń na poszczególne kule wystrzeliwane przez naszego agenta, obrażeń różnych postaci, a także pokazanie trajektorii kul, po trafieniu w oponentów.
    Jeżeli jesteś fanem Agenta Jej Królewskiej Mości, nie wiem, co robisz teraz, ale leć kupić ten album dla siebie. Na pewno nie będziesz żałować. Jeśli jednak nie należysz do tego grona, jak najbardziej zapoznaj się z tą publikacją, jeśli lubisz intensywną akcję i tematykę szpiegowską.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Non Stop Comics.

 Non Stop Comics

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.