Animacje DC: Batman: Mystery of the Batwoman | Na dwa głosy


Kontynuujemy naszą przygodę z animacjami z uniwersum DC. Tym razem przenieśliśmy się do roku 2003 i obejrzeliśmy Batman: Mystery of the Batwoman.


Bardzo trudno jest mi ocenić ten film, ponieważ podchodziliśmy do niego aż trzy razy - każda emisja kończyła się naszym zaśnięciem. To chyba nie wróży zbyt dobrze temu filmowi, prawda, Piotrusiu?

Ależ oczywiście. Pomijając scenę w restauracji, niewiele rzeczy w tym filmie dało mi radość. Znowu mam poczucie, że tajemnica nie jest zbyt tajemna, a cały film znacząco zbyt długi.

No właśnie, pod względem wykonania film jest bez zarzutu - animacja jest wykonana starannie i nie jest to już ta toporna wizualizacja, z którą spotkaliśmy się w naszych poprzednich randkach z animacjami DC. Postacie są już bardziej ludzkie: nie hiperrealistyczne, ale ludzkie - emocje są lepiej widoczne, dynamika znacznie polepszona. Zaskakująca jest także swoboda ruchu bohaterów, którą najlepiej można dostrzec właśnie w scenie, o której wspomniałeś.



Tę naturalność ruchów dało się zauważyć szczególnie przy scenie w restauracji. Piosenkarka wyginała się tak jakbyśmy się spodziewali i bardzo zauważyliśmy różnice względem poprzednich filmów. Cała intryga jest jednak niezbyt ciekawa. Szczególnie przez dobrane do niej postacie.

Tak, fabuła mocno kuleje. Rozwiązanie zagadki Batwoman jeszt, owszem - zaskakujące - ale to zaskoczenie wynika z tego, że nie spodziewaliśmy się aż tak mało ambitnego odkrycia tego, kto kryje się pod maską nowej persony w Gotham. Takie obrót spraw przypomina mi odsłanianie tożsamości A oraz A.D. w Pretty Little Liars: nie ma znaczenia kogo obstawiasz, bo i tak się mylisz, gdyż twórcy postanowili całkowicie pomieszać historię, którą przedstawiają.




Elementem psującym całą opowieść był też dobór postaci. Jak Ci się podobali czarne charaktery w tym filmie?


Moja odpowiedź będzie zależała od tego, czy uznamy Batwoman za postać złą czy dobrą. Z jednej strony, walczy ze złoczyńcami, z drugiej strony Batman uznaje ją za wroga i ściga ją, aby poznać jej tożsamość. Jeśli jednak skupimy się na komiksowych czarnych charakterach, to ani Pingwin, ani Bane nie zdobyli mojej sympatii. Ten drugi szczególnie, ponieważ w Mystery of Batwoman został przedstawiony jako półgłówek z mięśniami, podczas gdy w rzeczywistości jest bardzo inteligentną postacią.

I to śmiertelnie inteligentną. Tutaj jest tylko zamroczonym wściekłością mięśniakiem na usługach Pingwina. Główny wątek daje zbyt mało satysfakcji, a bohaterka, z której losem mieliśmy się wczuć, zdecydowanie działa mi na nerwy. Ogólnie, film jest nijaki i chciałoby się o nim zapomnieć jak najszybciej.



Jest nijaki, ponieważ bohaterowie są nijacy. Nie znajdziemy tu żadnego pogłębienia psychologii postaci, dostępne są nam tylko standardowe klisze, takie jak: Bruce Wayne - playboy, córka gangstera - niepokorna buntowniczka, Bane - mięśniak. Warto także zaznaczyć, że filmowa Batwoman nie jest tą samą postacią, którą znamy z komiksów, co było dla mnie największym zawodem.

Z drugiej strony, muzyka nadal jest bardzo dobra, a szczególnie piosenka śpiewana w restauracji zapadła mi w pamięć. Reszta utworów nie odstawała; pasowała do akcji uzupełniając się z wydarzeniami na ekranie.

Film nie może opierać się wyłącznie na pojedynczej scenie, a tylko ta jedna, o której już drugi raz wspomniałeś, była zachwycająca. Przez nagromadzenie wad i nieciekawe rozwiązania, zdecydowanie nie polecam Batman: Mystery of the Batwoman nikomu.

Zdecydowanie polecam spędzić czas na innej animacji, bo poza progresem w płynności i naturalności animacji nie ma tu nic ciekawego. Nawet Mask of the Phantasm był już ciekawszy.

2 komentarze :

  1. Bane jako mięśniak i półgłowek? Aż mi się przypomniało ukazanie tej postaci w filmie "Batman i Robin" - zgroza :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropne, prawda? Bane to przecież jedna z lepszych komiksowych postaci! Dzięki za komentarz :)

      Usuń

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.