Dobrej historii ciąg dalszy - recenzja Akame Ga Kill! tom 2.




Drugi tom Akame Ga Kill! kontynuuje opowieść, dodając więcej głębi zarówno światu przedstawionemu, a zarazem protagonistom, jak i antagonistom.



      Po tej lekturze spodziewałem się więcej tego samego dobra, które otrzymałem w poprzednim tomie i faktycznie to otrzymałem. Akame Ga Kill! nadal zaskakuje w ten sam sposób, dodając  kilka ciekawych smaczków do swojego świata.
    Jeśli chodzi o fabułę, nie zaskoczę was. Nadal wszystko kręci się wokół walki i likwidowania kolejnych wrogów "cichej" rewolucji. Tym razem Night Raid poluje na seryjnego mordercę, byłego kata imperatora, który po licznych egzekucjach zasmakował w pozbawianiu  życia innych ludzi.
    Nowością w tym tomie jest wprowadzenie Teigu. Są to specjalne bronie, posiadające różne jawne i ukryte zdolności, np. miecz Akame który zabija przeciwnika, jeśli tylko zostanie on nim draśnięty (dlatego też wymusza na niej jego ostrożne czyszczenie, gdyż sama też może od niego zginąć). Przez cały tom poznajemy powody ich stworzenia, dowiadujemy się, jakie Teigu ma każdy z członków Night Raid oraz widzimy drobną wstawkę ecchi w wykonaniu Tatsumi i zdobycznej opaski pozwalającej praktycznie czytać w myślach i przewidywać ruchy przeciwnika. To, co wyróżnia ten magiczny rodzaj oręża, to fakt, że gdy zetrą się ze sobą dwaj wojownicy, posiadający te bronie, wówczas przynajmniej jeden z nich musi polec w tej walce.




   W tomie poznajemy trochę lepiej kolejnych członków grupy, do której dołączył nasz protagonista. Dokładnie poznajemy smutną historię Sheele, co więcej, autor kusił mnie kolejnymi szczegółami z przeszłości tytułowej Akame, co jeszcze bardziej wyostrzyło mój apetyt na kolejną część.
    Walki stają się jeszcze bardziej zażarte, krwawe, a zarazem dynamiczne. Niekiedy ciężko zorientować się kto uderza w kogo i z jakim rezultatem, ale to drobny mankament. I to, co najważniejsze, nadal, gdy ktoś ginie lub traci kończyny, traci je na dobre. To jest bardzo ważny dla mnie detal w tej serii i w trakcie walk kotłowało się we mnie dużo emocji.
    Technicznie, do mangi nie mam żadnych zarzutów. Kartki są na tyle grube, że rysunki nie przebijają na drugą stronę. Mniejszy format samej mangi, w połączeniu z różową okładką daje słodziasty efekt, i ciężko było mi oderwać od niej wzrok. Bardzo spodobało mi się również posłowie na końcu mangi od autora oraz dodatkowa, krótka historyjka zawarta na okładce pod obwolutą.
    Drugi tom kontynuuje ciekawe rozwiązania pierwszego tomu, a także dodaje nowe szczegóły, dość brutalnego świata przedstawionego. Jeżeli spodobała się wam akcja przedstawiona w pierwszym tomie, koniecznie sięgnijcie po drugi. Na pewno będziecie zachwyceni, a po lekturze, zupełnie jak ja, będziecie mieli pragnienie kolejnych tomików, na które niestety przyjdzie nam chwilę jeszcze poczekać. 
 
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.

 Wydawnictwo Waneko

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.