Magiczne właściwości kotowatych – recenzja Jednotomówki Waneko, Ona i jej kot


Krótka opowieść o dziewczynie i jej kocie pozornie może wyglądać na lekką historię, którą czytamy od niechcenia, na rozluźnienie. Nie spodziewałam się, że ta Jednotomówka Waneko tak bardzo zamiesza w moich flaczkach.

Manga została stworzona na podstawie krótkiej animacji Makoto Shinkai, trwającej zaledwie pięć minut. Podczas czytania na pewno spędzicie więcej czasu z główną bohaterką i jej kotem. Sięgając po Ona i jej kot myślałam, że będzie to lekka opowieść o dziewczynie, w której życiu pojawił się zwierzak. Wiedziałam, że historia ma być prowadzona z punktu widzenia narratora na czterech łapach, który obserwuje swoją towarzyszkę – i tak właśnie jest. Z Piotrkiem żartowaliśmy, że ta Jednotomówka Waneko jest o mnie: bo jestem dziewczyną z kotem. Nie miałam pojęcia jak bardzo bliska mojemu życiu będzie ta opowieść.

  

Jeśli wychowujecie kota, to wiecie jak ogromną rolę potrafi odegrać w życiu. To samo tyczy się innych zwierzaków, zależy kto z jakim się zaprzyjaźni. Główna bohaterka Ona i jej kot pewnego dnia znalazła samotną puchatą kulkę, a że również była samotna, to i ona, i kot postanowili sobie nawzajem pomóc. 

Nie spodziewałam się jak przytłaczająca może być ta opowieść. Chociaż tom nie jest obszerny i z łatwością mogłabym przeczytać go w niecały wieczór, to nie byłam w stanie tego zrobić i musiałam przerwać w połowie. Nie dlatego, że Ona i jej kot jest męczącą historią. To, jak wiele emocji znajduje się w tym opisie relacji kot – właścicielka tak bardzo przytłacza smutkiem, że spożycie tego na raz wymagałoby ode mnie większej odporności, niż posiadam.

Kot nie rozumie wszystkiego, co widzi, ani nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego o swojej właścicielce. Jednak dziewczyna przebywając w domowym zaciszu przedstawia swojemu zwierzakowi (a tym samym nam, czytelnikom) wystarczającą ilość informacji, by mógł zauważyć, że dzieje się coś złego. Ona i jej kot jest bowiem opowieścią o tym, jak niekiedy może nas przytłoczyć życie. A raczej jak my sami możemy ściągnąć się na dno. Bohaterka została rzucona na głęboką wodę i musi radzić sobie sama z natłokiem obowiązków, wciąż walcząc z myślami, podpowiadającymi jej , że nie da rady, że zostaje w tyle.


I z tego obrazu możemy, jako czytelnicy, wyciągnąć dwa wnioski: warto mieć w domu zwierzaka oraz to nie wstyd poprosić o pomoc, gdy nie dajemy rady. Manga pokazuje to w piękny sposób. Nie wprost, tylko przez pryzmat kocich oczu. Opowieść pozwala nam nabrać dystansu i być może dostrzec w głównej bohaterce siebie. Chociaż nie uświadczymy tutaj szalonych zwrotów akcji, to emocji jest tak wiele, że aż rozrywają mózg.

A kiedy już pozbieramy wnętrze swojej głowy ze ściany, możemy również spojrzeć na wspaniałe rysunki. Bardzo delikatny lineart, postacie rysowane w lekko cukierkowym stylu oraz doskonałe cieniowanie robią wrażenie – a szczególnie to ostatnie, bo gra świateł jest w tej mandze znakomita.

Ona i jej kot to również sposobność do zajrzenia trochę do życia Japończyków. Długie godziny pracy jako office lady, albo przymusowe picie alkoholu z szefem do późnych godzin nocnych, to coś, co nie jest standardem życia w Polsce (nawet, jeśli ktoś pracuje bardzo dużo i po godzinach, to japoński styl życia wyda mu się intensywny). Warto dlatego przeczytać mangę więcej razy, by lepiej zagłębić się we wszystkie niuanse. Tym bardziej, że Ona i jej kot jest opowieścią, do której miło się wraca, której wcale nie trzeba odkładać na półkę na wieczne zapomnienie.

  

Jeśli mieliście okazję zapoznać się z tą lekturą, dajcie znać w komentarzach poniżej. Jestem ciekawa co wyciągnęliście w mangi, czy zrobiła na Was tak piorunujące wrażenie, jak na mnie. A jeśli nie macie jeszcze zwierzaka, a czujecie się na siłach, by się nim opiekować – dajcie jakiemuś puszystemu dom. Zwróci Wam to z nawiązką.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.