Księżniczka zwolnionego tempa - recenzja filmu Wonder Woman [drobne spojlery] | Na dwa głosy


Wybraliśmy się na pokaz przedpremierowy - w końcu to Wonder Woman! Wczoraj Karolina napisała tekst o tym, jak bardzo potrzebne są nam superbohaterki, a dzisiaj zabieramy się do recenzji Na dwa głosy.


Gal Gadot to najlepszy wybór aktorski tego filmu! Przyznam, że kiedy ogłoszono, że to właśnie ona wcieli się w rolę Diany, miałam pewne obiekcje - nie mogłam wyobrazić sobie jej, jako księżniczki Amazonek. Jednak kiedy zobaczyłam ją w pierwszych zwiastunach Batman vs. Superman, wiedziałam, że ta kobieta jest stworzona do tej roli. Film Wonder Woman tylko to potwierdza. Gal idealnie odgrywa zdziwienie Diany naszym światem, wspaniale pokazuje połączenie wrażliwości i siły, co cechuje Wonder Woman.

Niekoniecznie znam się na aktorach, ale wygląda dobrze w tej roli. Jedyne, czego nie mogę w niej znieść to jej paskudny głos, który średnio mi pasuje do Wonder Woman. Faktycznie pokazuje siłę, ale w przekombinowanych walkach z Niemcami (którzy niezbyt często mieli hełmy z epoki swoją drogą), natomiast wrażliwość pokazuje na przesadnym przejmowaniem się każdą niewinną istotą, natomiast nie ma problemów z zabijaniem kolejnego stada przeciwników.


Gal Gadot idealnie sprawdza się w roli Księżniczki Amazonek

To dlatego, że Diana jest wojowniczką, a tutaj wkrada się całkiem inna moralność. Jest coś takiego, jak święta wojna - w obronie można zabijać. Jeśli już wspomniałeś o fabule, to warto zaznaczyć, że, niestety, pod względem historii ten film kuleje. Na początku jest nieźle, ale potem historia strasznie się rozwleka, tożsamość antagonisty jest przewidywalna i w ogóle, czarne charaktery w tej opowieści są nudne. Zgadzam się, sceny walk nie należą do najlepszych. Ktoś dodał za dużo "efektu wow".

Akurat Ares, mimo sztampy, został dobrze wykonany. Podobała mi się również scena walki z nim: była czymś dużo lepszym niż odbijanie wszystkich pocisków za pomocą tarczy i rozwalanie budynków. Fabuła nie jest za mocno odkrywcza, ale nie czuć niedosytu tak jak np, w Deadpoolu czy Sucicide Squad. Bardzo również przypadła mi do gustu filmowa geneza "Cudnej Baby", zgodnej z komiksem Briana Azarello.

Mnie scena walki Diany i Aresa odrzuciła. Była za bardzo przeciągana, w połowie zaczęłam się nudzić. Jego zbroja kojarzyła mi się z postacią z reklam czekolad Wedla. Zgodzę się z Tobą jednak, odnośnie genezy Wonder Woman. Również ciesze się, że twórcy filmu postanowili pójść w tę stronę, chociaż jest to bardziej historia od Rucki, niż Azarello. Rozwój Diany jest najlepszym elementem tego filmu. Z nieukrywaną satysfakcją patrzyłam na to, jak z zagubionej dziewczynki, staje się bohaterką, która porwała moje feministyczne serduszko.


Intrygi czarnych charakterów nie powalają niezwykłością

Z tym, że ona nadal jest małą zagubioną dziewczynką, która pokonała Aresa i straciła swoją pierwszą miłość. Jest na wskroś optymistyczna i dobra,co bardzo mi przypomina podejście Supermana i naprawdę zaczynam czuć się jak Luthor. Ale sam film nie jest jakiś genialny, jest poprawny ale dla DC, po mocno przeciętnych lub złych filmach, to powiew świeżości i powód żeby robić "łoooo" po obejrzeniu tego dzieła i wyczekiwać premiery następnego filmu. Bo tym właśnie jest ten Wonder Woman wstępem przed Justice League (ale to dobry wstęp).

Zwrócę jeszcze uwagę na scenę, która męczyła mnie przez cały seans. Kiedy Diana i Steve rozmawiają na łódce, podczas podróży do Londynu, mężczyzna czuje się niezręcznie, kiedy ma obok niej spać. Rozpoczyna się rozmowa na tematy erotycznie. Wonder Woman oznajmia, że wie wszystko o uciechach cielesnych, bo... czytała dwanaście traktatów, dotyczących tego tematu. Nie podobało mi się takie rozwiązanie. Przecież od dawna wiadomo, że Diana jest biseksualna - dlaczego twórcy filmu nie mogli pozwolić jej powiedzieć, że doświadczyła aktów seksualnych z kobietami?

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.