Wsiadaj, nie ma czasu na wyjaśnienia – recenzja 2. sezonu „Dark”

Po obejrzeniu całej drugiej serii „Dark” postanowiłam napisać kolejną recenzję. W perspektywie czasu przedpremierowy tekst o pierwszych czterech odcinkach nie wyczerpuje tematu na tyle, na ile bym chciała. 

Poniższy tekst zawiera spoilery, także do finału drugiego sezonu. 

W przedpremierowej recenzji czterech pierwszych odcinków 2. sezonu „Dark” pisałam o tym, że niemieckojęzyczna produkcja Netflixa zmieniła kierunek, ku któremu zmierza. Tak właśnie było w pierwszej połowie sezonu: dramaty rodzinne ucichły, a serial skupiał się na rozwikłaniu tajemnicy podróży w czasie. Coraz więcej bohaterów dowiadywało się o istnieniu cyklu, który spowodował wszelkie pokrętne wydarzenia w ich życiach, a przez to nagromadzenie emocji było znacznie mniejsze, w porównaniu z pierwszym sezonem. Czwarty odcinek, a zarazem ostatni, który otrzymaliśmy do wcześniejszej recenzji, kończył się szokującym zwrotem akcji. Wiedziałam, że w drugiej połowie serii otrzymam coś nowego, że pierwsza część może okazać się jedynie wstępem i pozwolić na zamknięcie wątków z pierwszego sezonu „Dark”. Nie byłam jednak gotowa na skalę przedsięwzięcia, jakim niebywale jest recenzowana przeze mnie produkcja Netflixa. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak szczegółowo została przemyślana konstrukcja „Dark” przez twórców. Serial zapowiedziano jako trylogię i nie mam wątpliwości, że zakończenie będzie satysfakcjonujące.

Przy takiej skali przedsięwzięcia jest to niezwykle ważne. Pierwszy sezon „Dark” niestety zakończył się, zawodząc moje oczekiwania. Nakręcanie tajemnicy poszło o krok za daleko, a finał jedynie rozdmuchał nadzieje na satysfakcjonujące rozwiązanie. Patrząc na to z perspektywy czasu, być może to niedopowiedzenie, ten niedosyt czekający nas na końcu pierwszego sezonu „Dark”, były zaplanowane – z pewnym zastrzeżeniem. 

Wjechaliśmy na Autobahn 

Po wielu zakrętach, sekretach, dramatach rodzinnych, Jonas rozpoczął swoją pierwszą podróż w czasie, trafiając do postapokaliptycznej przyszłości. Konstrukcja finału popchnęła mnie do przekonania, że twórcy „Dark” niekoniecznie wiedzieli jak skończyć pierwszy sezon. Że mieli ostatnią scenę, ale po całej serii dobrego budowania napięcia, potknęli się tuż przed metą – na szczęście udało im się polecieć szczupakiem i głową wygrać wyścig, ale wciąż skończyli twarzą ryjąc ziemię. 

Jednak początek drugiego sezonu „Dark” pozwala nam zrozumieć, że w pierwszej serii nigdy nie mieliśmy otrzymać odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Twórcy serialu bardzo ładnie i bardzo szybko podnoszą się z ziemi i widać, że do drugiej serii podeszli z całkiem innym nastawieniem. Konstrukcja fabularna tym razem to arcydzieło.

Po czterech odcinkach uspokajających sytuacje rozpoczyna się szaleństwo. Nagle okazuje się, że musimy zapomnieć wszystko, co wiemy, bo oto „Dark” robi wszystko, co możliwe, by jak najbardziej nas skonfundować. Rozwiązania zagadek, wypełnianie dziur i szokujące momenty wyskakują jak grzyby po deszczu. Twórcy nie mieli hamulców, dramaty rodzinne, które obserwowaliśmy w pierwszym sezonie są niczym w porównaniu z tym, co tak naprawdę stało się z familiami przedstawionymi w serialu. 

Podoba mi się, że mimo całego rozgardiaszu i odcinków pędzących na złamanie karku, nie zapomniano o rozwoju bohaterów. Czasu na to jest, co prawda, bardzo mało, ale większość (nie wszyscy, ale o tym za chwilę) postaci ma na tyle czasu antenowego, by pokazać mniejsze lub większe zmiany w ich zachowaniu. Zadanie dla twórców było utrudnione, ponieważ – jak dowiadujemy się szczegółowo w drugim sezonie – niejednokrotnie na sytuację bohatera wpływała jego wersja z przeszłości lub przyszłości. Chylę więc czoła scenarzystom, którzy byli w stanie sensownie poprowadzić rozwój nie tylko „głównych” wersji bohaterów, ale każdej z nich (które koniec końców łączyły się w jedno), nawet pozostawiając na początku sezonu podpowiedzi do tego, co poznamy później (starszy Jonas ciągle patrzy na podłogę w domu rodzinnym, prawda?). 

Niemiecki porządek 

„Dark” ciśnie mocno w stronę wciągającej fabuły – skupia się na treści, formę pozostawiając w tyle. A raczej, na poprawnym poziomie. Kolorystyka wciąż wygląda jak wyprana, z odznaczającym się żółtym sztormiakiem Jonasa. Zdjęcia są przytłaczające, nawet jeśli ukazują szerokie kadry. Czujemy się niepewnie i dziwnie w każdej kombinacji, w każdej scenografii. Muzyka chwilę przed zagrożeniem ostrzega nas, że nadchodzi coś złego. Mimo wszystko, forma „Dark” pozostaje jedynie cichym tłem dla wydarzeń. I dobrze, inaczej nie moglibyśmy ogarnąć co dzieje się na ekranie, bo byłoby tego za dużo. 

Z elementów technicznych wyróżniają się jedynie znakomity casting, co twórcy serialu pokazali już w poprzednim sezonie oraz, tym razem, montaż. Pierwszy sezon „Dark” charakteryzował się długimi ujęciami, przy których wykorzystywano szerokie kadry, co mogło sprawiać, że produkcja Netflixa niektórym wydawała się nudna (słyszałam takie opinie od znajomych). W drugim sezonie, jak wspomniałam wcześniej, szerokie kadry nadal występują, ale montaż jest znacznie bardziej dynamiczny. Zestawianie scen ze sobą dopracowano do perfekcji, a każdy odcinek to mini-klamra, której zakończenie lekko podsumowuje to, co wiemy do tej pory.

Dzięki znakomitej warstwie technicznej nie musiałam martwić się żadnymi niedociągnięciami i mogłam skupić się na przesłaniu serialu: czy wolna istnieje, czy może jesteśmy skazani na determinizm? Na czele dwóch nurtów filozoficznych wydają się stać dwaj najwięksi gracze – Claudia i Adam. Serial nie określa które z nich jest „tym dobrym”, a które „tym złym”. Nie określa również czy rzeczywiście Claudia walczy o wolną wolę, a Adam pogodził się z przeznaczeniem. Może jest odwrotnie? Mam nadzieję, że twórcy „Dark” do końca będą bawić się tymi pojęciami filozoficznymi, pozostawiając jak najwięcej swobody dla widzów w procesie odpowiedzi na pytanie: czy człowiek posiada wolną wolę, czy nie. 

Pójście na łatwiznę 

Niestety, drugi sezon posiada również wady. Pomimo całej mojej sympatii nie mogę przejść obojętnie wobec dwóch kłopotliwych wątków. 

Pierwszym z nich jest romans Agnes Nielsen i Doris Tiedemann. Już w pierwszym sezonie widzieliśmy zaczątki tej relacji, nie zdziwiło mnie więc, że również zwiastun drugiego sezonu prezentował scenę pocałunku tych dwóch bohaterek. Oczywiście ja, łasa na dobre wątki LGBTQ+, zrobiłam sobie nadzieję, że zobaczymy więcej tego związku w drugim sezonie „Dark”. Podejrzewam, że nie tylko ja. 

Niestety, w samym serialu nie ma wiele więcej ponad to, co widzimy w zwiastunie. Dana nam jest jedynie scena seksu oralnego, przerwana przez wtargnięcie do pokoju małej Claudii. Potem starsza wersja Claudii mówi Agnes, żeby zajęła się jej matką, bo razem będą szczęśliwe. Nielsen pojawia się jeszcze w serialu, ale Doris Tiedemann już nie. Widzimy za to jej męża, Egona, w wiecznym trybie małego zagubionego szczeniaczka – ewidentnie skrzywdzonego romansem żony. 

Jasne, zdrada partnera nie jest czymś dobrym, ale mam wrażenie, że romans Agnes i Doris powstał wyłącznie jako queerbaiting oraz jedno z wydarzeń, które skrzywdziło Egona (który, swoją drogą, nie wiem co robi w roli śledczego ze swoimi klapkami na oczach).

Drugim kłopotliwym wątkiem jest finałowe popchnięcie Jonasa przez Adama do stania się tym, kim – według tego drugiego – powinien się stać. Adam zabija Marthę, wiedząc, że to zaważy na całym życiu nastolatka. Rzeczywiście, starsza wersja Jonasa (tak zwany Nieznajomy) ma obsesję na punkcie naprawienia wszystkiego dla dawnej miłości, nawet wielokrotnie zerka na podłogę, przyglądając się miejscu, w którym zginęła dziewczyna. 

Czyli znów bohaterka powstała po to, by popchnąć do działania mężczyznę? Błagam, twórcy dzieł popkultury, zlitujcie się i odpuście już ten trop. Nawet finałowy plot twist i wprowadzenie do „Dark” wątku innych wymiarów oraz odpowiednika Marthy nie jest w stanie zmyć tego wstydu, jakim jest leniwe scenopisarstwo. 

Cóż, wychodzi więc na to, że drugi sezon „Dark” jest znacznie lepszy od pierwszego, jako całość bardzo mi się podobał i dostarczył tony rozrywki oraz przemyśleń, a także rozwalił mózg, próbujący połączyć wszystkie rodzinne powiązania. Niestety, nie obyło się bez potknięć i to w wątkach i tropach dla mnie istotnych. Doceniam przemyślaną konstrukcję trylogii, czekam na satysfakcjonujące zakończenie, a przede wszystkim cieszy mnie, że twórcy serialu wynieśli lekcję z błędów popełnionych w pierwszym sezonie. Tym samym, liczę więc na to, że trzeci sezon obejdzie się bez leniwego scenopisarstwa, aczkolwiek wiem, że przy skali z jaką powstaje „Dark” błędy mogą zdarzyć się z łatwością – może więc po prostu niech nie będą popełniane przy wątkach kluczowych, takich jak relacja romantyczna głównego bohatera, hm?

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.