Templariusze vs Obcy - recenzja Jezioro Ognia


Rzadko się zdarza, że podoba mi się twór zawierający w sobie inwazję obcych, który potrafi we mnie wzbudzić jakieś emocje. Jezioro Ognia, choć nie jest pozbawione wad, dostarcza całkiem dobrej rozrywki.

        Nie wiedziałem czego spodziewać się po tym tytule. Templariusze i kosmici, te elementy nie wydały mi się takimi, które będą do siebie pasować. Odrobinę podobny koncept był umieszczony w filmie Kowboje i Obcy z Danielem Craig'iem, który z kolei wcale mi nie przypadł do gustu. Na całe szczęście z Jeziorem Ognia jest inaczej.
        Fabuła  tej publikacji umiejscowiona jest w dość dalekiej przeszłości, czyli w XIII wieku we francuskiej Langwedocji. Cała akcja rozpoczyna się niewątpliwie awaryjnym lądowaniem statku kosmitów, oraz zaatakowaniem starego pasterza przez jedną z obcych istot pochodzących z wyżej wymienionego statku. Następnie poznajemy młodego rycerza Theobalda oraz jego giermka Hugh. Obaj chłopcy wyruszyli z Szampanii, aby dołączyć do Krzyżowców, którzy zmierzają pod miasto Castlenaudary, gdzie obecnie stacjonują uczestnicy krucjaty. Trwa bowiem krucjata przeciwko Katarom. Po dotarciu do obozu oblegających wcześniej wymienione miasto, Theo udaje się na audiencję do kierującego oblężeniem Lorda Montforta, który jest nieszczególnie zadowolony z faktu, że młody rycerz chce wesprzeć krucjatę. Chcąc zarówno nie narażać młodego rycerzyka i jego giermka, jak i pozbyć się niechcianych elementów ze swojego obozu, Lord Montfort postanawia wysłać go, razem z drużyną na misję polegającą na pozbyciu się heretyków z małego miasta Montaillou


        Do ów drużyny zostaje oddelegowany Baron Mondragon, który jest  trochę zdegenerowanym weteranem, ale bądź co bądź o dobrym sercu, brat Andraud, o którym można powiedzieć jedynie że jest fanatycznym inkwizytorem, oraz na ochotnika przyłącza się Hrabia Henry, który obiecał matce Theo ściągnąć go do domu. Po dotarciu na miejsce naszej drużyny okazuje się, że nieliczni mieszkańcy, którzy przetrwali atak nieznanych istot poprzedniej nocy, utrzymywali że to demony napadły ich wioskę. Po usłyszeniu tej opowieści, nasz inkwizytor jak można się domyśleć wpada w furię, i  wyciąga od pani kasztelowej informację, że w pobliżu miasteczka mieszka Doskonała Bernadette. Mianem Doskonałych  określano niegdyś grupę wyznawców kataryzmu, którzy poprzez przyjęcie obrzędu consolamentum uzyskiwała prawo do udzielania sakramentów innym wierzącym. Nie zważający na niemal pewny powrót obcych, w celu skonsumowania pozostałych przy życiu mieszkańców, Andraud decyduje się złapać młodą heretyczkę i spalić na stosie, co niemal udałoby mu się, gdyby nie nagły atak obcych stworzeń.


        Nawiązania do historii to ta lepsza część tego dzieła. Przed przeczytaniem tego komiksu, wiedziałem w ogólności kim byli katarzy, ale nic ponad to. Po lekturze oraz researchu, na jaki pozwoliła moja pobieżna znajomość historii, stwierdzam, że to świetny wstęp, dla ludzi niezainteresowanych wcześniej tą tematyką. Bardzo też cieszy relacja młodego rycerza i Barona Mondragona, który na swój sposób tłumaczy jak działa ten świat. Tempo akcji również był dla mnie czymś przyjemnym. Było bardzo filmowe, co najlepiej było widać pod koniec komiksu. Mógłbym powiedzieć, że ta publikacja nie ma za bardzo wad, gdyby nie fakt, że postacie są dosyć jednowymiarowe. Młody rycerz jest dzielny bardziej niż podpowiada rozsądek, giermek potrafi lepiej ocenić sytuację od swojego pana, Baron jest brutalem o dobrym sercu, który szuka sprawy której warto się poświęcić a mnich inkwizytor myśli tylko o tym aby spalić wszystkich choćby trochę odstających od jego wyśrubowanych wymagań, które powinien spełniać chrześcijanin. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że ten komiks świetnie by się sprawdził jako animacja, wypełniona akcją. Bo stoi tu ona na dobrym poziomie, a każda walka dała mi dużo satysfakcji.
        Od strony graficznej nie mam żadnych zastrzeżeń, jak również i do wydania samego komiksu, który stoi jak zawsze na wysokim poziomie. Bardzo miłym dodatkiem są koncepty graficzne wszystkich postaci, oraz okładki poszczególnych zeszytów a także wariantów okładkowych. Żartobliwe sylwetki autora scenariusza, jak i rysownika również dodają smaczku całemu wydaniu. 
        Jezioro Ognia to dobra pozycja. Tak, postacie mogłyby być lepiej zarysowane, a akcja prowadzona chociaż odrobinę mniej na poważnie, ale i tak czytało mi się ją dobrze. Na tyle dobrze, że czuję potrzebę zapoznania trochę w lepszym stopniu historii wojen albigeńskich.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Non Stop Comics.


 Non Stop Comics

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.