Z wielką mocą wiąże się wielki ból - recenzja Tokyo Ghoul, tomy 8-14



Czy zakończenie przyniosło nam rozwiązania wszystkich zagadek?

    Minęło już trochę czasu od kiedy recenzowałem Tokyo Ghoula.  Ale nic to, najwyższa pora, abym powiedział wam, jak skończyła się ta seria o walce pomiędzy ludźmi a ghoulami. Bo czy naprawdę jest to tak złe zakończenie, jak zwykło się w internecie mówić?



    Druga połowa tej serii rozpoczyna się kilkutomową pogonią za doktorem, który spowodował, że Kaneki stał się jednookim ghoulem. W międzyczasie pokazywana jest wewnętrzna przemiana głównego bohatera, która jest bardzo ładnie zaprezentowana graficznie, choć zawiera dość dziwne quasi-filozoficzne wywody. Spore wrażenie robi również obława BSG na Anteiku, zwłaszcza swoimi rozmiarami i postaciami, pojawiającymi się w zupełnie nowych rolach. Dała też wiele okazji do pokazania mocy Sowy, jak i głównego bohatera. Z drugiej strony momentami ciężko było mi się połapać kogo teraz śledzimy, kto z kim walczy i jak może wyjść z tej sytuacji w której się właśnie znalazł. Ostatni tom był dla mnie szczególnie dezorientujący, ale mam nadzieję że lektura kontynuacji o tytule Tokyo Ghoul: RE da mi odpowiedź na kilka pytań, które nasunęły mi się po przeczytaniu ostatniego wolumenu.


     Tak jak poprzednio, narracja płynie dwutorowo. Wydarzenia obserwujemy prawie że równolegle z dwóch perspektyw: Kanekiego i jego towarzyszy oraz inspektorów BSG, czyli gołębi, co pokazuje nam dość dobrze motywacje i odczucia obydwu stron konfliktu. Widzimy, że Ghoule i BSG zachowują się zupełnie jak ludzie, choć ci piersi są może odrobinę zbyt zdeprawowani. Co więcej, prawie każdy bohater poboczny dostał rozdział, w którym pokazana jest jego droga do miejsca, w którym się teraz znajduje.
      Wspominałem o tym podczas recenzowania poprzednich częściach tej opowieści, tak te śledzi się głównie dla postaci wyróżniających się na tle innych, zarówno po stronie ludziożernych jak i ludzkich agentów. Może to kwestia tego, że zżyłem się już z postaciami z tej serii, ale z każdym kolejnym tomem, coraz bardziej podobały mi się humorystyczne dodatki umieszczane na końcu mangi, a także po niektórych rozdziałach.  W dodatku nadal w komiksie Sui Ishidy, jedzenie jest rysowane bardzo realistycznie, że aż na sam widok człowiek robi się z marszu głodny.
 

    Druga połowa jest zdecydowanie inna od tych pierwszych siedmiu tomów. Wszystko dzieje się bardzo szybko, czasem miałem wrażenie, że pomimo zastopowania akcji, nie minęło wiele rozdziałów, a już rzuceni zostawaliśmy w wir mrocznych przygód. Dało mi to poczucie spieszenia się do zakończenia opowieści, jak gdyby niezależnie od fabuły, seria musiała zmieścić się w tych czternastu tomach. Ale to nie znaczy, że była zła - przeciwnie. Tomy 8-14 wciągnęły mnie jeszcze mocniej, niż poprzednie części i nie zorientowałem się, kiedy przeczytałem wszystkie rozdziały.
    Manga ta została wydana w rozmiarze zbliżonym na oko rozmiarowi B6. Obwoluty są gładkie, bardzo przyjemne w dotyku. Tomiki są sklejone w taki sposób, że nie musiałem mocno wyginać stron, aby móc nacieszyć się dwustronnymi ilustracjami, których tutaj nie brakuje. Dialogi czytało mi się przyjemnie i nie udało mi się wypatrzeć żadnej literówki. Okładki również trzymają poziom swoich poprzedników, i na dodatek kolory pojawiające się na nich są dosyć niespodziewane że tak powiem.


    Zakończenie Tokyo Ghoula, pomimo pewnej chaotyczności ostatniego tomu, zaostrzył mi apetyt na jej bezpośrednią kontynuację. Dynamiczna akcja, ciekawi, intrygujący bohaterowie i wiele innych zalet sprawia, że ciężko nie polecić tej serii. Jeśli lubicie takie mroczne historie, koniecznie dajcie Tokyo Ghoulowi szansę. Na pewno nie pożałujecie.

Za udostępnienie egzemplarzy do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.