Nie sugeruj się okładką - recenzja Jednotomówki „Harbia Monte Christo”

Nadszedł czas nadrabiania Jednotomówek. Troszkę nas życie dogoniło i zapuściłem się odrobinę, a tu tyle cudownych już mang wyszło, a kupka wstydu tylko rośnie! Dziś na tapet biorę adaptację powieści Aleksandra Dumasa, „Hrabia Monte Christo”.

Fabuła rozpoczyna się w 1815 roku, w którym dziewiętnastolatek, Edmun Dantes, powraca na rodzinną Marsylię, by poślubić ukochaną Mercedes. I wszystko by szło po jego myśli, gdyby nie to, że wywleczono go z jego własnego wesela, przesłuchano i wrzucono do więzienia w twierdzy d'If. Jak domyślamy się wszyscy, kto tam trafia, nie wraca już stamtąd żywy. Dzięki sprytnemu fortelowi udaje mu się umknąć z więzienia, przechodząc wcześniej wewnętrzną metamorfozę.  W następnej kolejności nasz niedoszły skazań opracowuje zemstę doskonałą. I to taką która smakuje na lodowato zimno.

Jako że pierwowzoru nie czytałem, ciężko mi stwierdzić, czy historia została poprawnie zaadaptowana. Da się łatwo odczuć mocną kompresję całości, ostatecznie to powieść na kilkaset stron. Miałem nieodparte wrażenie, że autorka musiała mocno całą fabułę dociskać kolanem, a początkowo cała manga miała być jeszcze krótsza. Z tego powodu podczas czytania czuć jakby fabułę ktoś gonił, wszystko jest przyspieszone i nie widać żadnego rozwoju bohaterów. Rzeczy po prostu się dzieją, w miarę logicznej kolejności, ale ciężko mi było wczuć się w sytuację głównego bohatera.

Rysunki, tak samo jak w „Herezji Miłości” tej samej autorki są miodne. I nie jest to tylko metaforycznie - one wręcz ociekały miodzikiem i czym innym. Ciągle mam wrażenie, że autorka już miała trochę przejść w komiksach pełnych seksu i płynów ustrojowych różnego pochodzenia. Mężczyźni przez nią rysowani zawsze wydają mi się odpychający lub co najmniej podejrzani. Kobiety za to zawsze onieśmielają seksapilem. Nie są jednakowe, jednakże każda z nich w mniejszy, czy większy sposób ponętna.

Kurcze, Jednotomówki to zawsze jest dla mnie zagwozdka. To są często bardzo fajne historie, ale nierzadko bardzo spieszone. I w przygodach hrabiego nie uniknięto kompresji, ale nie przeszkadzała mi wcale. Wręcz zachęciła mnie by zapoznać się z pierwowzorem, a to zawsze wartość dodana. Jeżeli macie okazję sprawdźcie tę mangę, jest całkiem fajna.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.



Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.