Wiecie co z nim zrobić - recenzja Superbohaterowie Marvela: Deadpool


Nowy tydzień, nowy tom kolekcji Superbohaterowie Marvela! Tym razem Deadpool pokazuje nam jak z klasą łamać czwartą ścianę w komiksie i czemu to właśnie on jest jedną z ciekawszych postaci z uniwersum Marvela.


Nie kupuję każdego tomu z kolekcji Superbohaterowie Marvela. Zbyt często połowę ich zawartości stanowią  klasyczne historie, które pomimo bycia takimi są dla mnie dość nieprzyjemne do czytania. Tym razem jednak, skuszony popularną postacią Najemnika Z Nawijką udałem się do kiosku by zakupić swój egzemplarz. Po lekturze tego numeru nie dość, że jestem nim zachwycony, to czuję silną potrzebę zapoznania się z innymi komiksami, w których ten bohater występuje.
   Po otwarciu tego tomu, pierwsze to co widzimy to fakt, że faktycznie protagonista wychodzi od czasu do czasu z komiksu i bierze udział w redagowaniu swoich przygód. Po raz pierwszy w tym tomie możemy to zobaczyć, gdy czytając wstęp, okazuje się, że  cały wstępniak został pomazany kredkami świecowymi przez Deadpoola. Przewracając kolejne strony, zapoznałem się z zeszytem #98 serii The New Mutants. Nie zaznajomiłem się wcześniej z historią mutantów z lat 90. , więc cała historia była dla mnie niezbyt zrozumiała. Jedyne warte odnotowania wydarzenie, czyli pojawienie się protagonisty, jest dość ciekawe, ale on sam nie jest jeszcze u szczytu swojej formy, gdyż jest kolejnym mięsistym najemnym mordercą, których był nadmiar w tym ciekawym dla komiksów, dziesięcioleciu.


   Głównym daniem tego tomu są jednak historia zatytułowana Suicide Kings, co po polsku oznacza Królowie Samobójców. Fabuła w tych zeszytach przedstawia się następująco: nasz protagonista odpowiedziawszy na zaproszenie wzięcia udziału w konkursie na najemnika roku, trafia na przystojnego syna miliardera, który zadłużył się na ogromną sumę u pewnego kryminalisty. Ów chłopak chce wynająć Deadpoola aby zabić przestępcę u którego miał dług, co okazuje się podstępem. Dzielnica, w której ów pożyczkodawca miał się znajdować została wysadzona, a sam protagonista został uznany za winnego całego zdarzenia, przez co stał się wrogiem publicznym numer jeden. Próbując dorwać swojego niedoszłego zleceniodawcę, główny bohater jest ścigany przez Punishera, który chce go zlikwidować za wysadzenie owej kamienicy. Z pierwszej opresji ratuje go Daredevil, który jest przekonany o jego niewinności. Na swym szlaku zemsty spotyka się też z Spider-Manem, jednak ich krótką, wypełnioną docinkami rozmowę przerywa Punisher, który powrócił po poprzednim znokautowaniu. Po pewnym czasie daje się jednak przekonać o niewinności Najemnika Z Nawijką, po czym kompania bohaterów kontynuuje poszukiwanie zarówno chłopaka, który wystawił Deadpoola, jak i gangstera u którego jest zadłużony. Gangsterem okazuje się Tombstone, albinos o diamentowej skórze. Na stronach komiksu pojawia się Brygada Rozbiórkowa, która jest pretekstem do kolejnych żartów z superbohaterskich klimatów.



   Ten tom stoi humorem. Fabuła Suicide Kings nie jest rozbudowana, jest tylko pretekstem do kolejnych żartów sytuacyjnych rzucanych najczęściej przez bohaterów. To  nie jest nic złego, jeśli jest wykonane w takim stylu jak tutaj. Nic tu nie wydaje się być stworzone na siłę, wręcz przeciwnie, żarty które są bardzo żenujące, padają głównie ze strony Deadpoola i wydają się być rzucane w idealnym momencie. Punisher wykorzystujący bronie po superłotrach, przez co wygląda coraz dziwaczniej, żart o obczajeniu Tombstona na Wikipedii a także żarty z majtek na kostiumie zdecydowanie stanowiły wartość samą w sobie. To co dopełniło całą otoczkę komiksu była zamiana tekstów z amerykańskiego hip-hopu na ten polski, najczęściej chyba występowałem teksty Rycha Peji. Dużo radości sprawiały też wyobrażenia Deadpoola o swoich przeciwnikach, co dodało dużo do lekkości całej historii, pomimo bycia dość krwawą jatką.
   W zeszycie The New Mutants za grafikę odpowiadał Rob Liefeld, który gdyby nie brak stóp u rysowanych przez niego postaci i fakt że twarze bohaterów nie różnią się zbytnio mógłby mi się nawet podobać. Kolory są fajnie dobrane, co pozostawiło raczej pozytywne wrażenie. W Suicide Kings za rysunki odpowiada Carlo Barberi. Bardzo przypadły mi do gustu, choć słyszałem że nawet z dobrymi rysunkami, komiksy Marvela dużo tracą poprzez swoją kolorystykę. W tym wypadku kolory świetnie pasują do całej reszty i nadają odpowiedniej atmosfery całej historii.
   Jeżeli lubicie lekkie, dowcipne historie, które mogą wprawić w permanentny stan śmiechawki, polecam kupno tego tomu, albo przynajmniej przeczytanie w jakiś sposób. Ja przez całą lekturę w pociągu śmiałem się co trzecią stronę, przez co czas czytania okropnie mi się wydłużył. Bo to prosta historia, która przez swoje żarty z klisz i nawiązania do rzeczywistości zarówno bawi, jak i daje sporo radości z czytania. Mam nadzieję że wam się również spodoba, tak jak mi!

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.