Koniec klasycznej przygody - recenzja Tank Girl, tomy 2-3


Czy kolejne dwa tomy to więcej tego samego co w poprzednim, czy może nowa jakość?


          To już koniec tej przykrótkiej serii klasycznych przygód Tank Girl. O ile przeczytanie całości nie zajęło mi znowu tak dużo czasu, to stworzenie sprawiedliwej opinii już tak. Ten komiks był pisany do innej grupy odbiorców i w dość innych czasach. Ale czy jest możliwe polubienie jej mimo zupełnie innych oczekiwań?


    Trudno i długo by opowiadać, czego dotyczą historie w tych tomach. Ich wspólnym mianownikiem jest chłopak protagonistki, pomiatany i często wprawiany przez główną bohaterkę w sytuacje zarówno niezbyt komfortowe, jak i zagrażające jego życiu. Nie brakuje także rozkmin na środku pustyni, włóczenia się od stacji benzynowej do stacji benzynowej, a nawet absurdalnie długich lotów motocyklem. Jednak tą fabułą, którą będę wciąż pamiętał, a na pewno jeszcze przez długi czas po napisaniu tej recenzji, będzie krótka historia o dżinsach typu dzwon, które dawały noszącemu je "supermoce", głównie ze względu na humor, który nie zależał aż tak mocno od znajomości zmarłych prezenterów.


    Elementy które najbardziej mi przypadły do gustu w tych obydwu tomach, nie zmieniły się względem pierwszego. Świetnie opracowany wstęp na początku każdego tomu oraz bardzo, ale to bardzo dokładnie przełożone na nasz lokalny grunt, przypisy. Na końcu znajduje się cała ściana tekstu, przybliżającą czytelnikowi zarówno realia danego odniesienia, jak i znane (bo na pewno nie znamienite) postacie z Brytyjskiej popkultury, którym nasz duet twórców chciał sprawić wieczne życie, jako obleśny żart, lub nawiązanie w jakimś mało istotnym dialogu. W trzecim tomie poznajemy też stanowisko autorów do sprawy filmu, który przemielił ich oryginalny pomysł, tworząc widowisko odbiegające od komiksu, ale dla dość licznej gromady osób jest to wciąż .
    Zapewne sporo osób się ze mną teraz nie zgodzi, ale wydaje mi się, że dodanie kolorów do niektórych historii, znacznie wzmocniło przyjemność z czytania. Oczywiście, uwielbiam gdy rysownik stosuje ograniczoną paletę barw. Ale kolorki w Tank Girl dobrze oddają ten zwariowany klimat historii, gdzie niekoniecznie mogę przewidzieć, co się za chwilę stanie, ale wiem, że będzie albo zabawnie, albo dość brutalnie. A najpewniej wszystko naraz. Pamiętam, że gdy czytałem pewną krótką historię, która nie była zbyt ciekawa, przeskok do tej psychodelicznej palety barw dużo zmienił w moim odbiorze zarówno tej historii jak i obydwu woluminów. Gdybym dostał więcej tego samego, co w pierwszym tomie, znów musiałbym robić sobie odpoczynek co historię, by nie zezłościć się na omawiane przeze mnie komiksy.
    Moja znajomość z Tank Girl jest dość trudną znajomością. Niektóre historie nie pozwalały mi odchodzić od lektury (zwłaszcza te  z dużą ilością rozwałki i świetnych one-linerów), inne strasznie zwalniały tempo akcji i dążyły właściwie donikąd. Wiele z nich było tylko epizodyczne, i tylko konsekwencje z niektórych przygód miały przełożenie na kolejne epizody, niezbyt wielkie niestety. Ale w ogólnym rozrachunku nie bawiłem się źle. Bo to całkiem inna lektura, z którą warto się mimo wszystko zapoznać.

Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.