No to się zaczęło - recenzja My Hero Academia 2-7


Jeśli czytaliście moją recenzję pierwszego tomu, wiecie, że był całkiem dobry. Czy autor wykorzystał dotychczasowy potencjał?


Tasiemce shounenowe to nie jest coś,  co czytam. Odstręczała mnie ilość tomów, powtarzalność i fillery. Z drugiej jednak strony, w takich seriach autor ma więcej przestrzeni do rozwoju bohaterów, więc i mocniejszego zaangażowania czytelnika. Więc czy My Hero Academia jest tytułem,  w który warto się wciągnąć?


Fabuła w tych kilku tomach opowiada o pierwszym semestrze nauki w Akademii U.A. Jako że uczniowie klasy superbohaterskiej nie są osobnikami przeciętnymi, ich zajęcia również nie należą do standardowych. Często jest to rywalizacja, ale nie można powiedzieć że najważniejsza jest w nich wygrana. Bohaterowie zdają się wyciągać lekcje z każdej pojedynczej porażki. W międzyczasie przewijają się różni, już posiadający licencję. herosi i każdy jest nie do podrobienia. Historia jest dosyć szonenowa, ale za to piekielnie satysfakcjonująca, pozostawię was tylko z zapewnieniem że potrafi zaskoczyć.


Czy mieliście tak z jakimś serialem/filmem/książką/komiksem, który miał wiele części,  ale wy tak mocno się wciągnęliście, że najpierw próbowaliście zapoznać się ze wszystkim co możliwe, a potem, gdy już zobaczyliście, że źródło ciepełka w środku gwałtownie się kurczy, staraliście się dawkować sobie tę przyjemność? Bo ja właśnie tak miałem. I nie przeszkadzały mi niejednokrotnie patetyczne przemowy głównego bohatera, z którego inne postaci potrafią się śmiać, co jest cenne. Ta mocarna motywacja Deku do zostania Superbohaterem,  ta zazwyczaj zdrowa rywalizacja między rówieśnikami (no dobra, z wyjątkiem Bakugo), to nie do końca skalkulowane, ale spontanicznie ryzykowanie swojego życia to jest to co spaliło mój słomiany opór. Cała klasa superbohaterska jest jednym wielkim zbiorowiskiem indywiduów. I te kilka personalnych historii zaprezentowanych w tych kilku tomach, daje niezłe podłoże do różnych zajęć w akademii czy wydarzeń poza przewidzianym programem nauczania. I widać, że autor nie stawia tu na tylko jednego bohatera. Śmiało mogę powiedzieć że protagonistą jest zarówno Midorya, jak i Bakugo czy Todoroki.


Jak można spodziewać się po tytule pochodzącym z magazynu Weekly Shounen Jump, wizualia to jest mocna strona tego tytułu. Rysunki potrafią być zarówno proste jak i absurdalnie szczegółowe,  oczywiście w zależności od sytuacji. Praktycznie czułem tę moc, która wydobywała się z każdego ciosu, wybuchu czy wrzasku. Żeby zobaczyć,  czy animacja oddaje te wszystkie odczucia względem akcji, mogę wam powiedzieć że tak, ale wciąż jednak manga działa na mnie mocniej. No i nie ma wrażenia przeciągania niektórych wątków, co zdarzyło się w animacji.

My Hero Academia nadal trzyma poziom, choć mam nadzieję, że w kolejnych tomach go podwyższy. Te dotychczasowe trzymały mnie mocno w napięciu i wciąż czekam z niecierpliwością na kolejne. I każdy kolejny wydaje mi się zbyt krótki, mimo że przecież taki nie jest. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to wyznacznik wciągającego tytułu. Że nie jestem w stanie się oderwać od czytania, nawet jeśli jestem w sytuacji typu: "o cholera, to mój przystanek, stop panie konduktorze!".

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.


Prześlij komentarz

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.